sobota, 4 stycznia 2014

Rozdział II

Rozdział II

Claire zapadła w głęboki sen, śniły jej się sny, które wyglądały wyjątkowo realistycznie. Dziewczyna jechała konno, a przed nią Kapral. Śmiała się, co wskazywało na ciepłą atmosferę mimo niebezpiecznej misji. Miała na sobie ten strój co zwykle- mundur zwiadowcy. Jej włosy były związane w długi warkocz, który podskakiwał z każdym gwałtowniejszym ruchem konia. Levi spojrzał się na nią, jednak jego wzrok wydawał się dużo pogodniejszy niż zwykle, choć wyglądem niczym się nie różnił. Nagle Marie zobaczyła znajomy jej kształt, który do dzisiaj budzi w niej grozę.
Obudziła się. Choć ten sen był krótki, dziewczyna była spocona i zestresowana. Spojrzała na swoje dłonie, drżały ze strachu. Wzięła kilka głębokich oddechów i rozejrzała się. Jest bezpieczna, leży na łóżku w budynku, gdzie jest kilkadziesiąt najlepszych żołnierzy.
Marie powoli położyła stopy na chłodnej ziemi. Używając więcej siły niż zwykle, stanęła na nogach. Oparła się o krzesło i zrobiła kilka kroków w bok. Uśmiechnęła się, gdy poczuła dawną siłę. Pochodziła chwilkę po pokoju, śmiejąc się cichutko. Zauważyła na szafce jej mundur. Wzięła go i założyła, a białą koszulę starannie złożyła. Poczuła, że koszula mundurowa jest dla niej strasznie niewygodna- rana na prawej piersi nadal się nie zagoiła, co powoduje dosyć duży ból. Zdecydowała, że założy jedynie skórzaną kurtkę. Pościeliła starannie łóżko, po czym stanęła na chwilę w bezruchu. Dlaczego ja tak sprzątam? Nigdy tego nie robiłam... Może to dla Kaprala?On... lubi porządek, a ja lubię go. pomyślała i po kilkunastu sekundach ruszyła w stronę drzwi. Trzymała kurtkę, by zakrywała jak najwięcej. Zamknęła za sobą drzwi i poprawiła swoje falowane włosy, by jak najlepiej wyglądać na spotkaniu z Levim.
- Słyszałeś? Ta Claire się wybudziła. Podobno Kapral Levi od razu do niej poszedł. Na bank coś ich łączy...- nie była wstanie rozpoznać głosu, jednak był to jakiś mężczyzna. Claire postanowiła, że tam bujdzie, najwyżej ktoś ją wyśmieje. Jak najciszej ruszyła w stronę źródła głosu. Zauważyła, że to Jean Kirschtein i Conny Springer. Wcale jej to nie zniechęciło i podeszła do nich.
- Słucham? Mówiliście coś o mnie?- zapytała się i uśmiechnęła ironicznie. Stanęła po środku nich i spojrzała w górę, w oczy Jeana. Różnica wysokości była bardzo widoczna: Claire ma jedynie 153cm, a Kirschtein 175.
- O, dobrze, że tu jesteś. Może nam opowiesz swoją wersję?- Jean w końcu odpowiedział, choć w jego głosie było czuć zakłopotanie. Stał się nieco nerwowy, choć pewnie nie ze względu, że rozmawia z Marie, a, że może pojawić się Kapral.
- Może ty nie masz takiej osoby, która się o ciebie troszczy, ale ja mam, a nawet dwie. Hanji i Kapral. Są moimi przyjaciółmi.- odpowiedziała. Uzmysłowiła sobie, że brzmiała bardzo dumnie, może aż za bardzo? Tak czy siak, odwróciła się i ruszyła w kierunku pracowni Kaprala, jednak nim całkowicie zniknęła z oczu dwóch zwiadowców, Jean złapał jej ramię.
 - Niemożliwe, by ktoś tak podejrzany jak ty trafił do Oddziału zwiadowców do zadań specjalnych. Kapral przyjmuje tylko oddanych żołnierzy.- powiedział podniesionym głosem, przyciskając drobną dziewczynę do ściany. Conny próbował odciągnąć Kirschteina od Claire, jednak na próżno.
- T-to boli...- wymamrotała pokazując swoją słabą stronę. Chciała zabrać dłoń z jej ramienia, lecz siła chłopaka była zbyt duża jak dla Claire.
Jean otworzył szerzej oczy i puścił ją, a dziewczyna szybko się odsunęła i spojrzała na niego z wyrzutem. Jej oczy zrobiły się szklane, co doskonale widać na lodowym kolorze. Conny pociągnął kolegę nieco do tyłu, jakby dawał znak do odwrotu. Po chwili Jean sam odszedł, a Claire jeszcze kilka sekund stała w bezruchu i poszła w kierunku Kaprala.
Po kilku minutach spokojnego spaceru stanęła przed znajomymi drzwiami. Intuicja mówiła jej, że to tutaj. Zapukała delikatnie i usłyszała głos Leviego, który nakazał jej wejść. Otworzyła mosiężne drzwi i zamknęła je za sobą.
- Jestem, o czym chciał Kapral ze mną porozmawiać?- zapytała i spojrzała w dół, jedną ręką cały czas trzymała kurtkę. Mężczyzna wstał i poprowadził dziewczynę, by usiadła na jego krześle.
- Doktor dzisiaj nie może zmienić ci bandaży, więc poprosił o to mnie.- powiedział poważnie i zdjął kurtkę Claire. Jej twarz zrobiła się czerwona.
- Eh!? J-ja dam sobie sama radę! Aż tak źle ze mną nie jest, wystarczy, że kapral da mi bandaże! Naprawdę, poradzę sobie!- powiedziała jednym tchem, zaczęła robić się nerwowa. Nie chciała, by Levi widział ją pół-nago, uważała, że jest to bardzo krępujące i zawstydzające.
- Spokojnie, już raz ci zmieniałem.- odpowiedział i usiadł na biurku, naprzeciw Claire. W dłoniach trzymał dwie duże rolki bandażu i ręcznik. - Szkoda, że nic nie pamiętasz. Naprawdę straciłaś dużo interesujących scen i myśli.- westchnął cicho i spojrzał w oczy Marie. Teraz była pewna, że przed wypadkiem łączyło ją coś więcej z Levim niż tylko przyjaźń. Jej twarz wróciła do normalnych kolorów, skrzyżowała ręce, jakby chciała pokazać, że nie chce, by Kapral to robił.
- Możesz... opowiedzieć coś o tym? Mam wrażenie, że wcześniej łączyło nas coś więcej niż przyjaźń.- zapytała cicho i spojrzała w jego oczy. Nie była pewna, czy dobre zinterpretowała słowa niewiele starszego mężczyzny, choć miała takie przeczucie.
- Dobrze, ale twój bandaż jest już cały czerwony.- odpowiedział i nachylił się w stronę Claire. Ich usta są bardzo blisko siebie, a dziewczyna znieruchomiała. Nie wiedziała co począć- wie, że czuje coś do Kaprala, lecz gdyby ich stosunki skończyły się miłością, zostałaby jeszcze bardziej znienawidzona przez innych, a tego nie chce.
Levi nagle wstał i stanął przy plecach Claire. Dziewczyna poczuła się wyjątkowo dziwnie. Była zadowolona, że nie pocałowała się z Kapralem, ale z drugiej strony zawiedziona, gdyż oczekiwała tego. A więc to chyba nazywa się miłość... pomyślała i uśmiechnęła się delikatnie. W tym samym momencie poczuła, jak bandaż powoli opada na jej biodra. Jej policzki znowu zrobiły się różowe i chciała się zakryć, jednak Levi włożył jej do dłoni ręcznik.
- Możesz się nim zakryć.- wymamrotał tuż koło ucha brązowowłosej, a ta szybko otuliła się ręcznikiem - Co ja tu widzę... Nawet nie zdążyłaś w pełni wyzdrowieć, a już narobiłaś sobie kolejną ranę?- zapytał i zbliżył twarz do ramienia Claire. Dziewczyna nie sądziła, że uścisk Jeana był aż tak mocny. Było tam wyraźnie widać czyjąś dłoń.- Oi, kto to był?- powiedział głośniej, przy czym "wybudził" Marie z jej własnych myśli.
- Nie wiem! Chyba tamten tytan...- odpowiedziała szybko, choć wiedziała, że Levi wykryje jej kłamstwo. Po jej słowach, Kapral cmoknął ją w policzek.


czwartek, 2 stycznia 2014

Rozdział I

Rozdział I

Młoda dziewczyna powoli otworzyła oczy. Lewe zaczęło niemiłosiernie piec, aż chciałoby się je podrapać, lecz kadetka powstrzymała się. Powoli podniosła się do pozycji siedzącej i rozejrzała się nieco zdezorientowana. Leżała w obcym łóżku, miała zabandażowane klatkę piersiową i prawe udo. Miała na sobie czystą, białą koszulę, która była wyraźnie za duża i brązowe szorty. Pokój wydawał jej się znajomy, jednak nie była w stanie stwierdzić, gdzie się aktualnie znajduje.
- Halo?- zapytała cicho, niepewnie. Chciała wstać, jednak jej ciało było na to za słabe i z powrotem upadła na nieco brudne łóżko. Claire postanowiła ocenić stan sytuacji- nie pamięta dlaczego tu jest i co jej się stało, choć pamięta wszystkie osoby. Dokładnie wie kim jest i kim jest z zawodu. Wie, że jest w Oddziale Zwiadowców i pomaga zabijać tytanów. Wie, że nazywa się Claire Marie i ma 23 lata. Pamięta także, że jej najlepszą przyjaciółką jest Hanji Zoe.
- Claire!- ktoś nagle wparował do cichego pokoju. Była to wcześniej wspomniana kobieta- Hanji. W dłoni trzymała bukiecik kwiatów. Szybko podeszła do łóżka i przytuliła 23-latkę.
- Hanji...- odpowiedziała chora i odwzajemniła uścisk. Gość podarował jej kwiaty, a dziewczyna położyła je na szafce nocnej.
- Jak się czujesz? Pamiętasz mnie? Wiesz co tu robisz? Mam nadzieję, że nie masz amnezji!- powiedziała jak najszybciej potrafiła Zoe i usiadła obok przyjaciółki.
- Spokojnie, spokojnie.- odparła powoli Claire utrzymując na twarzy delikatny uśmiech - Pamiętam wszystkich: Ciebie, Dowodcę Irvina, Kaprala Leviego...- powiedziała, ciągle się uśmiechając. Claire nie ma tutaj dużo przyjaciół mimo pogodnego nastawienia do życia. Niektórzy uważają ją za fałszywą, a inni myślą, że jest zbyt tchórzliwa by być zwiadowcą i na pewno ma jakieś bliskie kontakty z Dowódcą lub Kapralem. Jednak prawda jest inna- ta dziewczyna jest bardzo oddana walce, jest odważna i zwinna, choć nie potrafi przebywać z dużą ilością ludzi, bo zaczyna panikować (głównie to wzbudza wątpliwości u innych). Na szczęście, Hanji zawsze postawi się w jej obronie.
- Uff... Zaczęłam się już martwić! A pamiętasz dlaczego tu jesteś? Doktor powiedział, że po takim wypadku może pojawić się zanik pamięci.- rzekła już nieco poważniejszym tonem, lecz cały czas przyjaznym. Claire powoli odgarnęła swoje jasno brązowe włosy z ramion.
- Niestety nie. Nie mam pojęcia co tu robię i dlaczego moje oko tak strasznie boli... Ani skąd wzięły się te bandaże.- odparła i westchnęła głośno. Spojrzała na swoje chudziutkie nóżki, jakby mówiła do nich, aby znów zyskały siłę do chodzenia.
- Hm... To zrozumiałe. Byliśmy konno na wyprawie badawczej, ty i Levi wyrwaliście jakoś do przodu. W oddali zobaczyłam 15-metrowego tytana, więc wystrzeliłam ten taki kolorowy pocisk, jednak było za późno. Tytan Cię złapał, ale Levi zdołał Cię uratować. Straciłaś przytomność, a Kapral przywiózł Cię na swoim koniu.- opowiedziała jednym tchem, jakby chciała wyrzucić z siebie te nieprzyjemne uczucia.
- Muszę mu podziękować. Gdyby nie Kapral Levi, dawno by tu mnie nie było...- stwierdziła i spojrzała na Hanji. Obie dziewczyny usłyszały znajomy głos.
- Nie musisz za nic przepraszać, Claire. To mój obowiązek.- powiedział chłodnym głosem Kapral Levi. Zoe i Marie zamarły, jednak nie ze strachu, a z zaskoczenia. Starsza kobieta wstała szybko i zaśmiała się nerwowo.
- To ja już pójdę. Przygotuję jakiś ciepły posiłek. Papa!- powiedziała i od razu wyszła, nawet nie odzywając się słowem do Leviego. Mężczyzna podszedł bliżej łóżka i usiadł na drewnianym krześle centralnie znajdującym się na przeciwko Claire. Skrzyżował ręce i położył nogę na nogę, tak jak zwykle.
- Dzień dobry, Kapralu.- dziewczyna przywitała się niepewnie. Nie pamięta, jakimi uczuciami darzyła tego mężczyznę, jednak przeczuwa, że było to coś więcej niż znajomość. Brązowowłosa przykryła się grubym kocem i zapięła koszulę na kilka guzików starając się ukryć swoje pół-nagie ciało. Jedyne co ją kryło to bandaże, szorty i biała koszula.
- Tch. A więc nie pamiętasz.- powiedział oburzony i wbił swój przerażający wzrok w lodowo błękitne oczy - Ile razy mówiłem, że gdy jesteśmy sami masz mi mówić po imieniu?- zapytał ironicznie i wstał.
- Przepraszam, ale niewiele pamiętam...- odpowiedziała cicho Claire i spojrzała w dół, próbując unikać kontaktu wzrokowego z Levim. Czuła się nieswojo od momentu, gdy Hanji tak szybko wyszła. Coś się stało pomiędzy nimi? Jednak ważniejsze jest to, co się działo pomiędzy Kapralem a Marie.
- Trudno. Przyjdź do mnie za trzy godziny, o ile dasz radę. Chyba pamiętasz gdzie mam biuro, prawda?- powiedział i powolnym krokiem ruszył w stronę drzwi - A, i nie zapomnij oddać mi koszuli.- mruknął tuż przed wyjściem.
- D-Dobrze!- odpowiedziała szybko i Levi wreszcie wyszedł. Dopiero po jego zniknięciu dziewczyna zrozumiała co on powiedział. Zarumieniła się delikatnie na wiadomość, że Kapral pożyczył jej jego własną koszulę, a każdy doskonale wie, że ten mężczyzna nie dzieli się niczym.
Mimo to, że kilkanaście minut temu Claire ocknęła się, złapało ją nagłe zmęczenie. Położyła się i zasnęła.